|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Wróżka Beata, wróżby,przepowiadanie przyszłości, tarot,
chiromancja, numerologia, runy
Andrzej Klimuszko urodził się 23 sierpnia 1905 r. na Białostocczyźnie.
Rodzice - Wincenty i Zofia - zajmowali się rolnictwem. Warunki
materialne były ciężkie, gdyż była to rodzina wielodzietna.
Szkołę podstawową oraz gimnazjum, które prowadzili księża salezjanie,
ukończył Andrzej w Różanymstoku. Idąc za głosem powołania Andrzej
wstąpił do Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych we Lwowie.
W 1925 r. rozpoczął nowicjat pod kierunkiem o. Kornelego Czupryka
(późniejszego przełożonego o. Maksymiliana) w pięknie położonej,
malowniczej miejscowości - Kalwarii Pacławskiej. Przez okres
jednego roku nie tylko wtajemniczał się w przepisy zakonne i
urabiał duchowo, ale mógł zaobserwować tysiące pielgrzymów,
którzy przybywali na kalwaryjski odpust ze swoimi problemami,
kłopotami, aby przed cudownym obrazem Kalwaryjskiej Pani pozostawić
to wszystko i powrócić do domu duchowo wzmocnionymi.
W nowicjacie otrzymał Andrzej habit zakonny oraz nowe imię zakonne
- Czesław. Po ukończeniu nowicjatu 8 września 1926 r. br. Czesław
złożył pierwsze śluby zakonne. Zaraz też udał się do Lwowa,
aby tam ukończyć gimnazjum. Nauka nie szła mu zbyt dobrze. Większe
zdolności wykazywał w kierunkach humanistycznych, natomiast
w dziedzinach ścisłych, a zwłaszcza w matematyce, pod względem
uzdolnienia był ostatni. Gimnazjum X we Lwowie, jak sam stwierdził
później o. Czesław, nie zanotowało w swojej historii bardziej
tępego ucznia pod względem matematycznym niż Czesław. Profesorowie
tylko ze współczucia stawiali mu zwyczajowo stopień dostateczny
z minusem.
Czesław bardzo przeżywał ten brak zdolności. [...]
Studia teologiczne odbył o. Czesław w zakonnym seminarium w
Krakowie pod troskliwym i czujnym okiem o. magistra Samuela
Rozenbajgera, późniejszego współpracownika św. Maksymiliana
w Niepokalanowie japońskim. Święcenia kapłańskie otrzymał z
rąk bpa Stanisława Rozponda 6 maja 1934 r. w Krakowie. Po święceniach
przełożeni zakonni skierowali go do Gniezna, a potem do Wilna
i Łagiewnik. Tuż przed wojną został przeniesiony do Warszawy.
Gdy wybuchła wojna, ze względu na własne bezpieczeństwo wyruszył
z Warszawy do klasztoru franciszkańskiego w Kaliszu. W czasie
tej podróży miało miejsce ciekawe wydarzenie. Na dworcu kolejowym
w Łodzi ustawiło się kilku żandarmów i tłukło kolbami karabinów
Polaków wysiadających z pociągu i podążających do wyjścia. Nie
oszczędzano nikogo, ani starszych, ani kobiet, ani nawet dzieci.
Widząc to o. Czesław zatrzymał się dłużej w pociągu z nadzieją,
że żandarmi zaraz odejdą i będzie mógł spokojnie podążyć na
nocleg do OO. Bonifratrów. Spóźnił się przez to i na ulicy nie
spotkał już przyjezdnych ludzi. Dołączył jednak do szeregu ludzi
udających się na nocleg do OO. Bonifratrów.
Przed furtą klasztorną miało miejsce wydarzenie podobne jak
na dworcu. Pijany żandarm sprawdzał dokumenty wchodzących ludzi,
bijąc ich przy tym po twarzy. O. Czesław nie miał przy sobie
żadnego dokumentu. Zdawał więc sobie sprawę z tego, co wkrótce
mogło się wydarzyć. Starał się zmobilizować wszystkie swe wewnętrzne
siły. Tymczasem był coraz bliżej żandarma. Gdy przyszła jego
kolej, nastąpił dziwny wypadek: żandarm zachwiał się nagle,
odwrócił w stronę ściany i zaczął wymiotować. Zalękniony zakonnik
wykorzystał ten moment. Bardzo szybko opuścił szereg i boczną
furtką dostał się do klasztoru, gdzie spędził spokojnie noc.
Był to [drugi] wypadek, kiedy o. Czesław dzięki wewnętrznemu
nakazowi nakłonił drugiego człowieka do wykonania czynności
zgodnie ze swoją wolą.
W kilka miesięcy po przybyciu do Kalisza został aresztowany
przez gestapo. Szybko jednak zwolniono go pod warunkiem, że
będzie do ich dyspozycji i że nie opuści miasta. W odpowiedzi
na to o. Czesław wykupił bilet kolejowy i wsiadł do najbliższego
pociągu, który jechał do Warszawy. Między Wartegau a Generalną
Gubernią granica została zamknięta, zaś o. Andrzej nie posiadał
przy sobie żadnych dokumentów. W Łodzi pasażerów wysadzili z
pociągu żandarmi i zaprowadzili do poczekalni, gdzie wszystkich
Polaków poddano szczegółowej rewizji. Do przedziału, gdzie siedział
o. Czesław, nikt nie zaglądał. Po dwóch godzinach pociąg ruszył
dalej. Wtedy dopiero zobaczył dwóch żandarmów, zdążających do
przedziału, w którym siedział. W tak niebezpiecznej chwili wytężył
wszystkie wewnętrzne siły, by ich w ten sposób obezwładnić.
I cóż się stało? Jeden z nich szybko skierował się w stronę
ubikacji, drugi zaś wszedł do przedziału, gdzie siedział o.
Czesław. Zachowywał się jednak jakoś dziwnie, mówił niezrozumiałe
rzeczy, mimo iż nie był pijany. Po chwili wyszedł z przedziału,
a o. Czesław mógł bez żadnych przeszkód przekroczyć granicę.
Był to trzeci wypadek, w którym o. Czesław wykorzystał swe możliwości,
ale i zarazem ostatni. Z tego rodzaju sił już nigdy w życiu
nie skorzystał, być może dlatego, że nie znajdował się więcej
w tak tragicznej sytuacji.
Dla o. Czesława rozpoczęła się teraz droga pełna trudów, cierpień
i załamań w poszukiwaniu prawdziwej rzeczywistości. Zaraz po
wojnie objął placówkę w Prabutach na Mazurach. Była to ciężka
i odpowiedzialna praca, wymagająca wiele czasu i energii. Zadaniem
o. Czesława było zorganizowanie życia oraz roztoczenie opieki
nad ludźmi, którzy przybyli zza Buga w celu osiedlenia się na
nowym terenie. O. Czesław nie miał więc czasu na zastanawianie
się nad właściwościami, których Bóg mu udzielił. Z pewnością
by o nich zapomniał, gdyby nie sytuacja powojenna, kiedy to
wiele rodzin było rozbitych. Nie było prawie w Polsce rodziny,
z której wojna nie wyrwałaby kogoś. Los tułaczy pozostawał nieznany
najbliższym. Pytanie, czy on jeszcze żyje, a jeśli żyje - to
gdzie, padało wszędzie. Czerwony Krzyż nie mógł sobie z tym
poradzić. Część zatem tego trudnego zadania spadła na o. Czesława.
Zaczęło się od kilku listów. Z każdym dniem jednak ich ilość
wzrastała do tego stopnia, że sam zakonnik nie mógł już sobie
poradzić z udzielaniem listownych odpowiedzi. Odmówił zatem
przyjmowania listów w sprawach odszukiwania znajomych. Odpowiedzią
na to były przyjazdy zrozpaczonych ludzi do Prabut. Wkrótce
miejscowość ta stała się miejscem nieustannych pielgrzymek zbolałych
ludzi, którzy chcieli dowiedzieć się o losie swoich najbliższych.
O. Czesław przyjmował każdego. Codziennie zadawał sobie jednak
pytanie, czy to, co robi, jest fikcją czy też rzeczywistością,
czy czasami nie okłamuje ludzi, pokładających w nim nadzieję.
Okazało się, że była to rzeczywistość. Tym, co czynił, zainteresowała
się prasa i naukowcy; zapraszano go więc na spotkania naukowe,
sympozja, zjazdy i posiedzenia dotyczące zjawisk parapsychicznych.
Dla o. Czesława była to męcząca droga życiowa. Kiedyś napisał:
Aby dobrze zrozumieć przeżycia jasnowidza, musi się znać jego
specyficzny charakter. Jasnowidz, jak każdy człowiek, może mieć
mnóstwo wad, szkaradnych nawyków i życiowych załamań, ale musi
posiadać mocną, niezachwianą, stałą i wielką miłość do ludzi
oraz gotowość przyjścia im z pomocą w ich cierpieniach i potrzebach
zawsze bezinteresownie, z serdecznym współczuciem. Cierpi on
w tej samej skali, co cierpiący jego towarzysz ludzkiej niedoli...
Jeśli jestem świadom, że w wieloletniej swej pracy o specjalnym
charakterze bodajże jedną iskierkę radości wniosłem w skołatane
serca ludzkie, to chyba nie żyję daremnie.
Od 1948 do 1952 r. z powodu trudności o. Czesław przebywał pod
zmienionym nazwiskiem w pięknym franciszkańskim klasztorku u
podnóża Tatr w Lubomierzu. W 1952 r. przełożeni wysłali go do
Kwietnik w diecezji wrocławskiej, aby tam duszpasterzował wśród
ludności jako proboszcz. Tam już "ujawnił się", mimo
tego miał liczne i czasami bardzo ciężkie kłopoty z ówczesnym
administratorem diecezji - ks. Lagoszem. O. Czesław przeżywał
wówczas pewien kryzys, który jednak z pomocą Bożą zakończył
się pomyślnie. W 1956 r. przebywał w Wyszogrodzie, a następnie
do 1961 r. pracował w Nieszawie. We wrześniu 1961 r. przełożeni
zakonni skierowali o. Czesława do pracy w klasztorze w Elblągu,
położonym na wzgórzu wśród drzew i zieleni. Dla o. Czesława
był to okres intensywnej pracy.
To kilka przykładów z okresu intensywnej działalności o. Klimuszki.
W 1964 r. na jednym ze spotkań z lekarzami, profesorami medycyny
o. Czesław przepowiedział katastrofalną powódź w północnych
Włoszech. W kilka lat później przepowiednia ta dosłownie się
sprawdziła: Rzeka Pad wylała, a o. Czesław będąc wówczas we
Włoszech, mógł osobiście oglądać skutki tej katastrofy. W 1947
r. będąc w Olsztynie o. Czesław przepowiedział zgon kard. Hlonda,
Prymasa Polski. Podał nawet przyczynę śmierci. Przepowiedział
także zgon bp. Łukomskiego. Przepowiednia sprawdziła się. Kard.
Hlond zmarł w październiku 1947 r., natomiast bp Łukomski, wracając
z pogrzebu kardynała, zginął w katastrofie.
O. Czesław nie tylko przewidywał przyszłość, ale także czytał
ze zdjęć. Z fotografii mógł rozpoznać charakter człowieka, jego
losy życiowe, aktualny stan zdrowia lub predyspozycje psychiczne.
W małym miasteczku o. Czesław został zaproszony przez zaprzyjaźnionego
nauczyciela do znajomych. Podczas rozmowy nauczyciel poprosił
dwunastoletniego syna znajomych o pokazanie swojej fotografii.
Nauczyciel podając fotografię chłopca o. Czesławowi powiedział
żartobliwie do rodziców: No, teraz wiele rzeczy dowiecie się
o waszym synku, czym on będzie i jak się sprawuje. Rodzice słysząc
to dziwnie zareagowali, zostali przygaszeni, stracili chęć do
dalszej rozmowy. Patrząc na zdjęcie o. Czesław powiedział parę
zdawkowych słów i wkrótce pożegnał gospodarzy. Wracając powiedział
do nauczyciela: Ależ ten chłopak to przyszły bandyta. - Niestety
tak - odpowiedział nauczyciel. - Już kilku chłopców w szkole
podźgał nożem. Na porządku dziennym są brutalne bójki z kolegami.
Mieszkając w Kwietnikach, dowiedział się od mieszkańców, iż
w obrębie jego domu znajduje się dużo zakopanych rzeczy. Pewnego
dnia zauważył w pustej stodole na klepisku zapadniętą ziemię
w formie leja i w tym miejscu odkopał radio. Równocześnie ukazały
mu się w stodole trzy inne miejsca, gdzie były zakopane różne
rzeczy. O. Czesław był więc jasnowidzem. Sam o sobie tak powiedział:
Jasnowidz. Ilekroć słyszę ten wyraz pod moim adresem, zawsze
odczuwam pewne nieprzyjemne zażenowanie. Albowiem pod tym mianem
kryje się wielkie ryzyko, udręka i odpowiedzialność. Nie lubię
tej nazwy, lecz muszę się nią posługiwać, gdyż nie znam zastępczej.
Faktycznie na o. Czesławie spoczywała wielka odpowiedzialność.
Po poradę zwracali się do niego nie tylko prości ludzie, ale
i profesorowie, a także służby kryminalne. Każdy oczekiwał na
rozwianie swoich wątpliwości, niepewności.
W czerwcu 1975 r. przedstawicielstwo pewnego czasopisma w Warszawie
zwróciło się z prośbą do o. Czesława, aby wyjaśnił sprawę legendarnego
partyzanta - majora Hubala. Konkretnie proszono o podanie miejsca,
gdzie znajduje się jego grób. Patrząc na jego fotografię, zobaczył
całą topografię terenu, gdzie odbyła się walka i śmierć bohaterskiego
majora Dobrzańskiego o pseudonimie Hubal. [...]
Oprócz przewidywania i czytania ze zdjęć o. Czesław leczył także
ludzi ziołami. Już od dziecka zajmował się ziołami i pozostawił
po sobie 150 recept ziołowych na różne dolegliwości. Bardzo
wielu ludzi skorzystało z jego porad, gdyż były one w ówczesnym
czasie bardzo rewelacyjne i pozbawione rutyny.
Dzięki swoim zdolnościom parapsychicznym o. Andrzej ratował
nie tylko swoje życie, ale i życie drugich. Nie był jednak przez
wszystkich doceniany. W Polsce niektórzy dziennikarze dążyli
do ośmieszenia osoby o. Czesława. Nazywano go złośliwie "szarlatanem".
W 1948 r. przyjechał do niego pewien pan prosić o informację
o swoim synku, o którym nie miał wiadomości od rozpoczęcia wojny.
O. Klimuszko popatrzył na zdjęcie i powiedział zainteresowanemu,
iż widzi go jadącego na motocyklu z Łunińca do Puńska. W drodze
zakrywa go jakaś gęsta chmura, z której już się nie wynurza.
o. Czesław stwierdził zatem, że chłopiec nie żyje. Po tych słowach
człowiek ów zerwał się nerwowo z krzesła i zaczął przepraszać
o. Czesława za to, że przyjechał tutaj zdemaskować go jako oszusta,
że zrobił zakład z kolegami, iż uda mu się ośmieszyć o. Czesława.
Sprawa syna była rzeczą drugorzędną, a zakonnik doskonale wszystko
wyjaśnił. Podobnych ludzi było wielu. Byli jednak i tacy, którzy
sporo zawdzięczali o. Klimuszce. Do takich ludzi zaliczymy Polaków
mieszkających w Monte Carlo, którzy po wizycie o. Czesława w
tym mieście w 1975 r. tak napisali:
[...] Ogromnie cieszyła nas atmosfera zainteresowania wokół
osoby Czesława Klimuszki. Specjalnością znanego jasnowidza jest,
jak wiadomo, odnajdywanie zaginionych przedmiotów, ludzi, obiektów.
Robi to właściwie bezbłędnie. Mogli się o tym przekonać w Monte
Carlo wszyscy ci, którzy zetknęli się z nim osobiście. Przybywali
do niego naukowcy pochodzący z różnych krajów, z najdalszych
nawet zakątków świata. Przynosili fotografie osób, których jasnowidz
ten nie znał i nigdy nie widział. Klimuszko opowiadał zaś o
ich perypetiach życiowych, konfliktach rodzinnych i nękających
chorobach, zadziwiając trafnością spostrzeżeń, dokładnością
szczegółów. Tu już o jakimś zgadywaniu czy dopływie informacji
innymi kanałami niż pozazmysłowe mowy być nie mogło.
Wiedzieli o tym najlepiej przeprowadzający doświadczenia. Źle
się więc stało, że niektórzy nasi dziennikarze doprowadzili
w Polsce do ośmieszenia osoby wybitnego jasnowidza. Człowieka,
który większość swego życia poświęcił bezinteresownej pomocy
ludziom nieszczęśliwym, znikąd nie oczekującym już ratunku.
Niedobrze się stało, że również naukowcy nie pofatygowali się
do tej pory, aby zanalizować fenomen Klimuszki. Może i oni bali
się ośmieszenia? Zapewne. Natomiast takich obaw nie mieli kierownicy
zagranicznych placówek badawczych. Od tygodni do prywatnego
mieszkania Czesława Andrzeja Klimuszki napływa bogata korespondencja
ze wszystkich niemal kontynentów świata. Mnożą się zaproszenia
do wzięcia udziału w psychotronicznych eksperymentach. Świat
naukowy poruszony jest wyjątkowymi zdolnościami skromnego, bardzo
zapracowanego, siedemdziesięcioletniego już prawie Czesława
Andrzeja Klimuszki.
Niektórzy przewidywania o. Czesława przyjmowali jako żart. W
1978 r. zakonnicy dowiedzieli się z Dziennika, że papieżem został
wybrany Albino Luciani, który przybrał imię Jan Paweł I. Wśród
ogólnej radości tylko o. Czesław pozostał smutny. Dlaczego oni
go wybrali? - pytał zdziwiony - przecież on za miesiąc umrze.
Zakonnicy przyjęli to oświadczenie jako żart. Niestety po miesiącu
pontyfikatu umiera Jan Paweł I. Po jego śmierci zapytano o.
Czesława, kto teraz zostanie papieżem. - Teraz papieżem zostanie
kardynał Wojtyła - odpowiedział rozradowany jasnowidz. Poczytano
to jako miły żart, który rzeczywiście się spełnił.
Ludzie bardzo tłumnie gromadzili się u o. Czesława, szukając
pomocy. Sam zakonnik stał się przedmiotem zainteresowania świata
nauki, a szczególnie medycyny i psychologii. Brał zatem udział
w różnych kongresach naukowych i spotkaniach, nie tylko w Polsce,
ale także za granicą. Jednak w ciągu ostatnich lat stan zdrowia
o. Czesława, z powodu uciążliwej pracy, stopniowo ulegał pogorszeniu.
Z wielkim trudem pokonał gruźlicę płuc, która bardzo osłabiła
jego organizm. Można było zauważyć ogólne zmęczenie i wyczerpanie.
Na początku sierpnia 1980 r. o. Czesław przebywał w Lubomierzu.
O. Anzelm Kubit stwierdził, że wyglądał on wówczas dość dobrze.
Miał trochę sfałdowaną twarz, ale wyglądał na zdrowego, był
pogodny, oczy miał żywe i bardzo ciekawie patrzył na świat.
- Parę lat tylko - wspominał o. Anzelm - uczyłem go dogmatyki
w Krakowie... później wyczuwałem, że wzrastał w kulturze. Wydelikatniał
w obcowaniu z drugimi, znał wiele zagadnień z dziedzin jeszcze
nie zbadanych dokładnie, wyczuwał w sobie nieszczęścia, szczególnie
w czasie wojny, leczył nieraz osoby, które już opuścili lekarze.
O współbraciach, którzy z pewnym lekceważeniem patrzyli na jego
dziwną działalność, nic ujemnego nie mówił [...]. Gdy był parę
razy w Krakowie, odwiedził mię w celi, zeznawał, że w jego akcji
nie ma nic cudownego, ale chyba można wnioskować, że ludzie
i rzeczy, których używają, emanują jakiś fluid, który przy swoim
natężeniu psychicznym odczuwają, czy mogą zauważyć ludzie specjalnie
wrażliwi [...].
Całą działalnością swoją zostawił po sobie wrażenie niezwykłego,
niepospolitego człowieka. Zmierzała ona [...] do tego, aby ludziom
przynieść radość, uwolnić ich od nieszczęść lub pocieszyć przynajmniej.
Nie znałem go dokładnie, w szczegóły nie wchodzę, ale chwycił
mnie mile ten jego postęp ku dobremu, wzrost duchowy, który
nie tak często widoczny jest w życiu zakonnika, jego rozwój
miłości bliźniego, aktywność, by coś dobrego więcej zrobić,
a przy tym urabianie siebie samego [...].
Dnia 22 sierpnia 1980 r. przewieziono o. Czesława do szpitala.
Tam wyspowiadał się, przyjął komunię św. i z pogodą ducha oczekiwał
na spotkanie z Panem. W poniedziałek 25 sierpnia w godzinach
rannych jego współpracownik - o. Lucjusz Chodukiewicz - udzielił
mu sakramentu namaszczenia chorych i odpustu na godzinę śmierci.
Tego samego dnia po południu, po życiu wypełnionym służbą bliźniemu,
Pan zabrał swojego sługę Czesława. Wierny syn św. Franciszka,
"Samarytanin w habicie", odszedł po wieczną nagrodę
do Tego, od Którego otrzymał życie i te wszystkie niezwykłe
dary, którymi umiał się dzielić z bliźnimi przez ponad siedemdziesiąt
lat.
Uroczystości pogrzebowe odbyły się 28 sierpnia w Elblągu. Mszy
św. pogrzebowej przewodniczył bp Jan Obłąk wraz z pięćdziesięcioma
kapłanami. Trumnę oblegali ludzie, którzy pragnęli uścisnąć
i ucałować ręce zmarłego. Mimo zastoju komunikacji, na dość
odległym cmentarzu zgromadziło się ok. 8 tys. ludzi. W ten sposób
pragnęli oni podziękować o. Czesławowi za wielką miłość, jaką
im okazywał.
O. Czesław powiedział kiedyś bardzo znamienne słowa, które określały
jego działalność i to, jak siebie oceniał: Sława dla głupców
jest odurzającym narkotykiem... mnie rozgłos przyniósł najpierw
zaskoczenie, potem rozczarowanie, wreszcie udrękę ciężaru odpowiedzialności
wobec ludzi.
wróżka wróżby wróżenie z kart przepowiednie chiromancja tarot
wróżenie przez internet numerol
MEDIUM1 -TAROT - WRÓŻKA BEATA ZAPRASZA
,wróżenie, numerologia, horoskopy, tylko tutaj dowiesz się co
cię czeka, wróżka, wróżby, wróżenie, tarot, horoskop, wróżenie
przez internet, ezoteryka, zjawizka niewyjaśnione, wrozka, WRÓŻKA,
WRÓŻBY, WRÓŻENIE, runy przepowiadanie przyszłości,
numerologia runy
przepowiadanie przyszłości ezoteryka zjawiska niewyjaśnione
|
|
|
|
|