ROK NIEISTNIENIA
Nadchodzi rok nieistnienia, nadchodzi straszne
bezkwiecie,
W tym roku wszystkie dziewczęta wyginą, niby
motyle,
Ja pierwsza blednę samochcąc i umrzeć muszę
za chwilę -
I już umieram - o, spojrzyj ! - i już mnie
nie ma na świecie !
Ucz się pożądać mej śmierci, ponętne pieścić
nietrwanie,
Całować mrzonkę, co dla cię kształt ust czerwonych
przybiera,
I wierzyć w radość mych cieni i w oczu mych
obcowanie
Nie widzi, jeno obcuje ten, co naprawdę umiera.
Uczył się kochać umarłą, pieścił dłoń, której
nie było,
Całował oczy zamknięte, każdą powiekę z osobna,
Porozumiewał się z piersią, jak z pełną pieszczot
mogiłą -
Ale nie wiedział, co czuła, bo nazbyt była
zagrobna.
Czy czujesz moje pieszczoty i pocałunki i
radość?
Czyli nie bolą cię mroki i nieistnienia nadmiary?
O, wyznaj wszystko do końca, uczyń tęsknocie
mej zadość,
Zadrżyj z miłości pośmiertnej, jeślić dostępne
jej czary !
Czemuż tak wątpisz o zmarłej? Wszak już do
cudów nawykam.
Miłości jestem posłuszna i szczęściu się
nie opieram!
I czuję twoją pieszczotę i coraz bardziej
zanikam,
I czuję twe pocałunki i coraz bardziej
umieram.