W numerze pierwszym Annales des sciences
psychologiques z 16 stycznia 1909 roku Ochorowicz pisze:
Stanisława Tomczykówna jest ładną, skromną, inteligentną
panną, jakkolwiek bez wykształcenia, jest nadzwyczajnie uzdolniona.
Przebywa w mojej willi od dwóch miesięcy, gdzie staram się
o poprawę stanu jej zdrowia i kieruję rozwojem zdolności medialnych.
Spodziewam się stworzyć z niej medium prawdziwie użyteczne
dla nauki. Zadanie mam ułatwione dzięki trzem okolicznościom:
panna Tomczykówna jest osobą z natury prawdomówną, która umie
opanować wrodzoną większości mediów skłonność do bezwiednego
oszustwa, a przy tym nie jest zawodową spirytystką.
Moje doświadczenia odbywają się zawsze przy świetle czerwonym,
nigdy w ciemności. Kontrola jest zawsze ścisła i medium bywa
zawsze rewidowane. Wszystkie doświadczenia odbywają się w
głębokim śnie hipnotycznym, wywołanym przeze mnie metodą Braida.
Badaniom towarzyszą najwyżej dwie osoby.
Do najważniejszych, zdaniem Ochorowicza, zjawisk uzyskanych
w jego "badaniach" należy zaliczyć produkcję personifikacji
fluidycznej. W głębokim śnie hipnotycznym z ciała Tomczykówny
wyłaniała się postać podobna do medium, tylko znacznie mniejsza,
bo wzrostu około 55 cm. Na jego pytanie, zadane jej zaraz
na pierwszym seansie, medium odpowiedziało: - "To mój
sobowtór, nazywa się 'mała Stasia'".
W toku następnych doświadczeń Ochorowicz stwierdził u Tomczykówny
trzy różne osobowości. W stanie normalnym była Stanisławą.
W stanie somnambulicznym (tzn. w uśpieniu hipnotycznym) występowała
"mała Stasia" lub druga Stanisława. Niestety, jak
pisze Ochorowicz, wzajemna niezależność tych trzech osobowości,
większa niż zazwyczaj spotyka się u trzech osób, utrudniała
badanie przyczyn zjawiska i nieraz trzeba było uciekać się
do fortelów, aby skłonić "małą Stasię" do wyjawienia
sekretów.
Wystąpiła u Tomczykówny później jeszcze czwarta, sztuczna
osobowość: "Wojtek". Był on, zdaniem medium, tym
czynnikiem, który poruszał ciężkie przedmioty i okazywał wielką
siłę. Natomiast "mała Stasia" była personifikacją
dziecięcych podświadomych wspomnień medium. W czasie badań
była złośliwa i skłonna do oszustwa.
W toku doświadczeń Ochorowicz stwierdził także, że Tomczykówna
posiada duże zdolności telekinetyczne i zdolność poruszania
przedmiotami bez dotyku - nieraz w pełnym świetle dnia. Potrafiła,
nie dotykając, podnieść i utrzymać w powietrzu różne lekkie
przedmioty, mogła wpływać na toczącą się kulę rulety, aby
wpadła do oznaczonej przegródki. Potrafiła zatrzymać z odległości
wahadło ściennego zegara, mimo że w tym czasie Ochorowicz
trzymał ją za ręce.
Zmieniając warunki doświadczeń Ochorowicz spostrzegł, że
niekiedy z palców medium wyłania się jakaś substancja, która
przybierała postać nitek fluidalnych. Ta substancja, nazwana
później przez spirytystów ektoplazmą, została także zauważona
także u Euzapji Paladino i okazała się włosami, jedwabnymi
nitkami.
Ochorowicz nazwał tę substancję promieniami sztywnymi. Ale
"promienie sztywne" to dopiero początek "odkryć"
Ochorowicza. W toku dalszych eksperymentów obserwował też
zjawiska, które nazywał promieniami elektrochemicznymi Xx.
"Są one - pisze Ochorowicz - najwyższym stopniem promieniowania
mediumicznego. Działają one bezpośrednio na kliszę fotograficzną,
ze znacznych nawet odległości. Wymagają znacznie większego
wysiłku od medium, dochodzącego aż do gwałtownego bólu i paraliżu.
Chemicznemu ich działaniu towarzyszy niekiedy zdolność wywoływania
plam barwnych, o pięknych żywych kolorach, jakby nałożono
farbę olejną na kliszę. Nie można ich naśladować żadnym ze
znanych w fotografii sposobów. Nazwę nadaję im przez analogię
do promieni Roentgena. Promienie Xx przechodzą przez najcięższe
metale, marmur, kości, itp. Nie znalazłem ciała, które mogłoby
zabezpieczyć przed ich działaniem...".
W marcu 1909 roku na zaproszenie Ch. R. Richeta Ochorowicz
wraz z Tomczykówną pojechał do Paryża. Zdarzył się tam wypadek,
który Ochorowicz sam nazywa "fantastyczną przygodą mediumiczną".
Oto pewnego wieczoru ustami Tomczykówny "mała Stasia"
powiedziała: - Chcę się fotografować! Postawcie aparat na
stole pod oknem, nastawcie na odległość pół metra, dajcie
krzesło przed stół i coś do okrycia.
- Możesz się fotografować tak, jak jesteś - perswadował Ochorowicz.
- Nie, daj ręcznik - odpowiedziało medium.
J. Ochorowicz w zaciemnionym pokoju użył nowej kliszy fotograficznej
i wraz z medium opuścił pokój. W chwilę po tym zauważyli w
szparze progu drzwi błysk światła i dało się słyszeć pukanie,
że już się stało i można wywołać kliszę.
J. Ochorowicz wszedł pierwszy, w ciemności zamknął migawkę
aparatu, następnie zapalił światło. Zmięty ręcznik leżał obok
aparatu. Wielki zaś arkusz bibuły, znajdujący się poprzednio
na komodzie, był rozdarty i mokry, a leżał w drugim rogu pokoju.
Po wywołaniu kliszy otrzymano sławne zdjęcie "małej
Stasi", które obiegło cały świat, będąc jednym z najczęściej
cytowanych dowodów realności zjawisk mediumicznych. Doświadczenie
to medium przypłaciło ciężkimi dolegliwościami trwającymi
dwie doby (omdlenia, spazmy, kurcze, bóle).
We wrześniu 1911 roku Ochorowicz powiedział do zahipnotyzowanego
medium: "...chciałbym dowiedzieć się, czy twój sobowtór
mógłby swą rękę przecisnąć przez mały otwór, oświetlić ja
i sfotografować". Medium zgodziło się, ale radziło utrudnić
zadanie. Niech Ochorowicz otwór flaszki zakryje swoją ręką.
Ochorowicz odciął z nowej rolki spory kawałek błony filmowej
(13x18 cm) i ten kawałek, który zaraz się zwinął, włożył do
butelki. Ochorowicz trzymał butelkę, którą również medium
objęło swoimi rękoma. Wszystko to odbywało się w ciemności.
Nagle medium z przeraźliwym krzykiem upadło do tyłu, a Ochorowicz
przystąpił do wywoływania filmu (musiał rozbić butelkę, aby
go wywołać). Obraz ukazał się szybko i przedstawiał rękę.
Ręka ta była większa od ręki medium i ręki Ochorowicza, który
uważał to za rzecz zupełnie niezrozumiałą. Wynik eksperymentu
wydaje się być sprzeczny z prawami fizyki. Błona była bowiem
zwinięta w rurkę, toteż ręka sobowtóra astralnego musiałaby
się też tak zwinąć, wytworzyć światło, które bez aparatu fotograficznego
naświetliłoby tylko obraz ręki.
Jednak i to "osiągnięcie" Ochorowicza nie zamyka
listy jego sukcesów. W jego obecności medium wielokrotnie
fotografowało swoje myśli i wyobrażenia (np. wyobrażenie księżyca).
Takich fotografii w historii spirytyzmu otrzymano wiele.
Wszystkie przedstawiają obraz płaski, sprawiają wrażenie jakby
kopii wycinanek z kartonu. Podobną płaskość zauważono na fotografiach
zmaterializowanych zjaw. Z jednej strony Ochorowicz uważał,
że fotografia medialna podlega innym prawom optyki niż zwykła,
z drugiej zaś strony, zdaniem współczesnych fotografików,
zdjęcia te są przeważnie nieudolnym trickiem, a liczne zdjęcia
lewitacji - słabym technicznie fotomontażem.
Takie zainteresowania Ochorowicza powodują, że spotyka się
z coraz ostrzejszą krytyką. Na pierwszym zjeździe polskich
neurologów, psychiatrów i psychologów we Lwowie w 1909 roku
wygłasza referat na temat odkrytych przez siebie promieni
sztywnych i promieni Xx. Po tym referacie dr A. Bychowski
z Warszawy i, wtedy jeszcze docent, a później znakomity profesor
o światowej sławie, Władysław Heinrich z Uniwersytetu Jagiellońskiego
w Krakowie (psycholog) zgłaszają wniosek o zaniechanie dyskusji
i zignorowanie referatu. Gdy wniosek upada, opuszczają salę
wraz z częścią uczestników zjazdu. Wśród osób opuszczających
obrady był także prof. N. Cybulski (UJ).
J. Ochorowicz zamierzał wyniki swoich badań opublikować w
książce "Nowe formy energii", którą planował wydać
własnym sumptem we Francji, oczywiście, jak i większość swoich
wcześniejszych prac - w języku francuskim. Aby móc to zrealizować,
zwrócił się w roku 1912 do Kasy im. Mianowskiego z prośbą
o udzielenie mu pożyczki, zabezpieczonej hipotecznie i poręczycielami
w kwocie 2000 rubli. Prezes kasy, po zapoznaniu się z opinią
o autorze, odmówił.
J. Ochorowicz w tej sytuacji wniósł nową prośbę o 1500 rubli
na wydanie w Polsce dzieła pt. "O skojarzeniach ideoorganicznych".
Kasa znowu odmówiła. Warto tutaj przypomnieć, że ta sama kasa
w roku 1887 udzieliła Ochorowiczowi pożyczki na wydanie w
Paryżu książki pt. "De la suggestion mentale" (sugestia
myślowa).
J. Ochorowicz zmarł na atak serca w Warszawie w 1917 roku
i został pochowany w rodzinnym grobie na Cmentarzu Powązkowskim.
J. Ochorowicz był postacią kontrowersyjną. Miał szerokie
zainteresowania. Był filozofem, psychologiem, przyrodnikiem
i spirytystą. Łączył ciekawość badacza z syntetycznym umysłem
filozofa. Zaczynał od prostych eksperymentów i stopniowo przechodził
do coraz bardziej skomplikowanych. Niestety, jego nazwisko
połączyło się ze spirytyzmem. Mało kto dziś pamięta jego zasługi
w innych dziedzinach (chociażby jako pioniera psychologii
klinicznej i eksperymentalnej). A to, że znalazł się w ślepej
uliczce i nie potrafił krytycznie spojrzeć na obserwowane
fenomeny? Nie tylko jemu to się przydarzyło.